Tikun
Aleksander Szaul Rozenfeld
Siedzę w klubie cygarowym w Katowicach, w fotelu, w którym przesiadywał tata. Spoglądam na jego fotografię… Pali cygaro. Od czasu do czasu ktoś zajrzy i przeciera oczy ze zdziwienia. Mówią, że przez moment mieli wrażenie, jakby to Senior siedział i puszczał kłęby błękitnego dymu. Podobno chód odziedziczyłem po nim, podobnie zresztą jak gesty i powiedzonka, no i śmiech! Przecież powstałem z niego, a teraz noszę go w sercu i w pamięci. Widzę, że nie tylko mi go brakuje, nie tylko ja za nim tęsknię. Wróciłem wieczorem do domu. Zabieram się do tekstu dla „Słowa Żydowskiego”, nie zostało zbyt wiele czasu. Terminy gonią. W zasadzie cały czas coś goni mnie, albo na odwrót, ja się za czymś uganiam. Jednak zanim na poważnie wezmę się do pisania, to jeszcze szybkie zerknięcie na Facebooka. Widzę zdjęcie: ja z cygarem w gębie na tle krzyża, na którym napisane jest Aleksander Rozenfeld, urodzony, zmarł… Przeszywa mnie nagle dziwna myśl, że to zdjęcie może u niektórych budzić pewne pytania. Coś, co wydaje się proste, wymaga czasem wytłumaczenia. Żyd, pochowany na katolickim cmentarzu. Brzmi to w stylu mojego taty, słyszę jego rechot radości wydobywający się zza nagrobnej płyty… On uwielbiał robić sobie jaja, całe życie. Wiele rzeczy, którym się oddawał, zamieniał w spektakl, niekończący się happening. Oczywiście to niosło za sobą konsekwencje, które nie zawsze były mu w smak. Ochrzcił się, jak mówił, w razie gdyby to jednak tamci mieli rację… Przełamywał stereotypy, nie szedł nigdy z ulicznym tłumem. Nie manifestował. Nie wykrzykiwał haseł wraz z innymi. Tata był swoistego rodzaju jednoosobową armią. Religia, tradycja były dla niego ważne, ale raczej w kontekście pamięci, historii.
W jego tekście „Teologia szoah. Na marginesie tekstu Henryka Grynberga Imperatyw człowieczeństwa” tata pisze tak: „Ja, polski Żyd, mówię – trzeba odwołać się do autorytetu niepodlegającego dyskusji. Najważniejsza jest człowiecza relacja z Bogiem.
Musimy za wszelką cenę powrócić do dekalogu. Już tyle o sobie wiemy, znamy nasze mistrzowskie umiejętności w relatywizowaniu rzeczywistości, w usprawiedliwianiu każdego kolejnego draństwa. Nie mamy innej szansy na dialog niż powrót do pierwszych liter alfabetu”.
Przekazał mi swoją wiedzę i zdążył podzielić się swoimi obserwacjami, które w większości zawarł w swojej poezji i prozie. Jego życie można by w sumie porównać do dziwnej plecionki Cancana Offenbacha z przeszywającym serce, smutnym, portugalskim Fado. Któregoś razu byliśmy z tatą w Lublinie. Pozwolił mi wszystko udokumentować przy pomocy kamery. Z dworca poszliśmy prosto na Jezuicką do pubu przyjaciela taty i tam miał być jakiś koncert, mieli przyjść jacyś ludzie. Ja to wszystko nagrywałem. Od wejścia w zasadzie do lokalu rozmowy, jakie toczyły się między tatą a jego przyjaciółmi dotyczyły poezji, mechanizmów tworzenia i ich wpływu na stosunki z najbliższymi. Zauważali, że najczęściej dochodzi do nieporozumień przez błędne wrażenie, że jak się siedzi i pije kawę to się odpoczywa, nic nie robi. Otóż nic bardziej błędnego! Tworzenie to bolesny proces, który wymaga czasu i skupienia. Nieważne co tworzysz, zamienne są narzędzia, ale wszystko zaczyna się zawsze w głowie; powstaje myśl, pomysł. Rodzi się idea, która zaczyna powoli przejmować kontrolę nad swoim twórcą. To właśnie tak zwany duch kreacji.
Bardzo plastycznie i przejmująco pokazał to Leszek Sawicki w swoim dokumencie „Vodou taboo film projekt”, który opowiada między innymi o tym, jak dzieło przejmuje kontrolę nad twórcą, opętuje go niczym dybuk. Słowo „dybuk” wywodzi się z języka hebrajskiego i oznacza „przylgnięcie”. Określa ono zjawisko przylgnięcia, czyli zawładnięcia żywym człowiekiem przez ducha zmarłej osoby, jak również samą duszę pokutną. Aby Dybuk zaznał spokoju i po egzorcyzmach sprytnie nie przeskoczył z jednego nieszczęśnika na kolejnego, trzeba go przy odprawianiu egzorcyzmów nakłonić do wyjawienia swojej tożsamości, a następnie przeprowadzić tikun, czyli oczyszczenie, naprawę.
[…]Powyższy fragment felietonu aut. Aleksandra Rozenfelda „Czy antyżydowskość jest antyizraelskością?” pochodzi z kwietniowego SŁOWA ŻYDOWSKIEGO (2024).