Skip to main content

 Aleksander Szaul Rozenfeld

 

Odkąd wylądowałem w Złotowie minął miesiąc. Pisałem o swoich wspomnieniach już wiele razy na łamach „Słowa”, ale były to, teraz zdaję sobie sprawę, pozbawione szerszego kontekstu wyblakłe fotografie. Wiele spotkań z ludźmi, kolegami, koleżankami z ławki, którzy pozostali na miejscu, założyli rodziny, uświadomiło mi, jak wiele nie wiedziałem o mieście, w którym się wychowałem. Okazuje się, że wielu z moich znajomych ma korzenie niemieckie. Za dzieciaka nie rozróżniałem narodowości, a już na pewno nie miałem pojęcia o geopolityce… Przed II wojną światową Złotów nazywał się Flatow i wchodził w skład powiatu Flatow, który w związku z połączeniem Prus Wschodnich i Zachodnich był częścią prowincji Prusy. Było to miasto łączące trzy kultury: niemiecką, polską i żydowską. Był kościół ewangelicki, rzymsko-katolicki i obecna była Gmina Żydowska oraz stała dość okazała synagoga w centrum Flatowa. Na jej miejscu dziś jest rynek, a na miejscu Haron Hakodesh płyta w ziemi z informacją, że tu przechowywane były święte zwoje Tory. Widnieje też napis w języku hebrajskim. Dziś miejsce służy wystawcom targowym, a czasami staje tu scena i organizowane są koncerty. W Złotowie Żydów już nie ma. Natomiast miejsca, które kiedyś były związane z Żydami, dzięki staraniom lokalnych władz i instytucji kultury, takich jak chociażby Muzeum Ziemi Złotowskiej, są zaznaczone na mapie i utrzymywane w porządku. Miasto pozbawione jest jakichkolwiek akcentów żydowskich, nie ma budynków ani nikogo, kto pamiętałby swoich żydowskich sąsiadów. Aż kręci mi się łza w oku i jednocześnie wysilam wyobraźnię, aby chociaż na moment przywołać zmarłych z zaświatów. Pamiętam za dzieciaka zabawy na Górze Żydowskiej. Nie miałem wtedy zielonego pojęcia co to za miejsce… Oczywiście był to cmentarz żydowski. Został założony w szesnastym wieku w pobliżu jeziora Proboszczowskiego, u zbiegu obecnych ulic Jerozolimskiej i Zamkowej. Nekropolia została zniszczona przez Niemców, a procesu dewastacji dokończono po wojnie. Nagrobki usunięto i wykorzystano do prac budowlanych, między innymi do utwardzenia placu targowiska miejskiego, tam gdzie mieściła się kiedyś synagoga. Takie praktyki, jak wiemy, miały miejsce w wielu miejscach w Polsce. Pamiętam jak w dziewięćdziesiątym ósmym roku ubiegłego stulecia, podczas prac drogowych przy ul. Wańkowicza i ul. Reymonta, odnaleziono część macew z cmentarza żydowskiego. Dzięki pomocy Stowarzyszenia Miłośników Złotowa fragmenty nagrobków złożono w Muzeum Ziemi Złotowskiej. Z inicjatywy miejscowych społeczników z odzyskanych części macew na terenie cmentarza żydowskiego wzniesiono pomnik w kształcie piramidy. Na tablicy wyryto napis w językach polskim, niemieckim i hebrajskim: „Na wieczną pamiątkę ten pagórek został wzniesiony z kamieni starych grobów, by zachować honor tych, dla których pomniki postawiono”. Pamiętam, że brał udział w tym przedsięwzięciu mój tata. Jego też chciałbym przywołać, wskrzesić choćby na chwilę… Poszedłem więc na Górę Żydowską. I pojawia się obraz… Flatow.

Upalny sierpniowy dzień. Suche powietrze ani drgnie, tafla jeziora Zaleskiego jest gładka niczym lustro. Szmul przemywa twarz nad brzegiem, mając nadzieję, że szybko wszystko się wyjaśni i Niemcy wypuszczą jego tatusia z aresztu. Tata wraca po dwóch dobach, kulejąc na prawą nogę. Wezwał Szmula i mówi: „Wojna idzie, synek. Zawijaj wszystko, puść cynk gdzie trzeba – zacznij od rabina i powiedz mu, że dają 8000 marek za Dom Pański. Mamy mało czasu, szykują na listopad jakąś wredną akcję antysemicką…”. Taka historia miała miejsce naprawdę. Gmina Żydowska sprzedała Niemcom budynek synagogi za osiem tysięcy marek. Uciekli, a wraz z nimi słuch o żydowskich mieszkańcach Złotowa zaginął. Ta historia stała się motorem do powstania pełnometrażowego filmu fabularnego. „Gra w butelkę” to film, który po bardzo długiej i trudnej drodze w końcu trafił do kina.

[…]

Prezentowany powyżej fragment felietonu „Dawno temu w Złotowie” aut. Aleksandra Szaula Rozenfelda, pochodzi z sierpniowego numeru Słowa Żydowskiego (2023).