Po tamtej stronie muru. Opowieść o mojej matce
Ignacy Einhorn
Urodziłem się trzy lata po wybuchu powstania w getcie warszawskim. Trzy lata po tym, jak moja matka, Sabina Rozenberg, ukrywająca się po „aryjskiej stronie”, postanowiła wrócić do getta na święto Pesach. W 1943 roku (czyli 5703 według kalendarza hebrajskiego) święto to rozpoczynało się 19 kwietnia po zachodzie słońca. Jednak podczas sederu żadne z żydowskich dzieci w warszawskim getcie nie zadało swojemu ojcu tradycyjnego pytania, czym ta noc różni się od wszystkich innych nocy. Tego dnia wczesnym rankiem na teren getta wkroczyły niemieckie oddziały wojskowe i policyjne, a z okien kamienic na Nalewkach żydowscy bojownicy otworzyli do nich ogień.
Moja matka już nie wróciła na „aryjską stronę”, bo dzień po jej powrocie wybuchło powstanie. Została w getcie razem ze swoją matką i młodszym o kilka lat rodzeństwem – siostrą Adą i bratem Adamem. Tak naprawdę nie wiem, dlaczego 18 kwietnia 1943 roku wróciła do dzielnicy zamkniętej. Miała 24 lata, dobry wygląd i kenkartę na nazwisko Sabiny Padlewskiej. Nigdy mi o tym nie opowiedziała, bo była z tych, którzy nie mówią…
Rodzina Rozenbergów mieszkała przy ulicy Siennej. Kiedy wyznaczano granice getta warszawskiego, od początku nie było jasne, czy ulica ta znajdzie się na jego terenie, czy zostanie z niego wyłączona. Ostatecznie, kiedy 16 listopada 1940 roku dzielnica żydowska w Warszawie została zamknięta, większa część Siennej weszła w skład tak zwanego małego getta. Jednak kamienica, w której mieszkała moja rodzina, znajdowała się w pobliżu placu Kazimierza Wielkiego, gdzie nie sięgały granice getta. Rozenbergowie musieli opuścić swoje mieszkanie i przenieść się na teren „dzielnicy zamkniętej”. Na szczęście udało im się znaleźć polską rodzinę mieszkającą przy ulicy Siennej, w jej „żydowskiej” części, która zgodziła się na zamianę mieszkania. W ten sposób przenieśli się zaledwie kilkaset metrów od swojego dotychczasowego miejsca zamieszkania, ale tak naprawdę już do innego świata. Świata po tamtej stronie muru.
W styczniu 1941 roku po raz pierwszy podjęto próbę wyłączenia ulicy Siennej z getta. Wywołało to panikę wśród mieszkańców ulicy, którzy nie chcieli opuszczać swoich mieszkań i za wszelką cenę starali się wstrzymać tę przymusową wyprowadzkę. Przeprowadzono wtedy zbiórkę wśród mieszkańców, podczas której zebrano około 40 tysięcy złotych. Za tę kwotę zakupiono trzy kilogramy złota, które następnie przekazano w formie okupu za uratowanie ulicy. Na początku października 1941 roku ulicę Sienną podzielono na dwie części – aryjską i żydowską – rozdzielone parkanem z drutu kolczastego. Strona południowa została wyłączona z getta, a strona północna nadal pozostała na jego terenie. Moja rodzina mieszkała po stronie północnej ulicy.
22 lipca 1942 roku w warszawskim getcie rozpoczęła się wielka akcja likwidacyjna. Niemcy opróżniali kamienicę po kamienicy. Do blokady Siennej i Żelaznej doszło 8 sierpnia 1942 roku. Tego dnia do Treblinki wywieziono 7304 osoby. Wśród nich nie było mojej rodziny. Nie wiem dokładnie, co wtedy działo się z moimi krewnymi. Musieli znaleźć nowe lokum na terenie getta centralnego. Matka kiedyś wspomniała, że po Wielkiej Akcji znalazła zatrudnienie w Werterfassung – instytucji SS zajmującej się gromadzeniem i porządkowaniem rzeczy pozostałych po wywiezionych do Treblinki Żydach. W tym czasie brat mojej matki Adam był zatrudniony jako elektryk w placówce zewnętrznej związanej z Luftwaffe i wychodził poza teren getta. Dzięki temu początkowo udawało mu się przemycać jedzenie dla rodziny.
Moja matka wyszła na „aryjską stronę” pod koniec stycznia 1943 roku, po drugiej akcji wysiedleńczej, podczas której wywieziono do Treblinki około pięciu tysięcy Żydów. W Warszawie ukrywała się przez cztery miesiące, a w kwietniu wróciła do getta.
Po wybuchu powstania w getcie warszawskim moja rodzina znalazła schronienie w jednym z 631 bunkrów na terenie getta. Bunkier, w którym się ukrywali, został wykryty przez Niemców 3 maja 1943 roku. Schowanych tam Żydów nie rozstrzelano na miejscu, ale przepędzono na Umschlagplatz i załadowano do wagonów jadących do obozu koncentracyjnego na Majdanku, gdzie moja babcia od razu została skierowana do komory gazowej. Miała wtedy czterdzieści parę lat… Brat mojej matki z Majdanka trafił do obozu pracy przymusowej w Skarżysku-Kamiennej, gdzie więźniowie pracowali w bardzo trudnych warunkach w zakładach chemicznych produkujących pikrynę i trotyl.
Po dwóch miesiącach pobytu na Majdanku, w lipcu 1943 roku moja matka wraz z siostrą zostały wywiezione do KL Auschwitz-Birkenau. Tam na przedramieniu wytatuowano jej numer 48898 i skierowano do pracy w fabryce amunicji Weichsel-Union-Metallwerke, przy produkcji zapalników do granatów. W czasie jednej z ostatnich selekcji w obozie matka straciła swoją młodszą siostrę, Adę. 18 stycznia 1945 roku, razem z innymi pozostałymi przy życiu więźniami wyruszyła w Marszu Śmierci. Grupa więźniarek, w której znajdowała się moja matka, piechotą dotarła do Wodzisławia Śląskiego, skąd pociągiem przewieziono je do KL Ravensbrück. Pod koniec kwietnia 1945 roku obóz został wyzwolony przez armię radziecką. Wtedy postanowiła wracać do Polski. Wkrótce okazało się, że jest jedyną z rodziny, która ocalała.
[…]
Prezentowana powyżej skrócona wersja tekstu aut. Ignacego Einhorna pochodzi z książki Tamary Włodarczyk i Ignacego Einhorna „Żydowska pamięć o powstaniu w getcie warszawskim”.