Skip to main content

Od Orfeusza do poezji tkaniny – Sonia Delaunay

 

Nie widziała dużej różnicy pomiędzy malarstwem a sztuką użytkową. Dla niej były to po prostu różne dziedziny twórczości artystycznej. Te same kształty i barwy mogły pojawić się zarówno na płótnie, jak i na tkaninie. Michel Eugéne Chevreul w połowie XIX wieku opisał kontrast symultaniczny – polega on na tym, że dwa sąsiadujące kolory wpływają na sposób ich jednoczesnego widzenia. W wyniku tego wpływu oko ludzkie zauważa większe różnice kolorów niż różnice rzeczywiste, albo kolory identyczne widzi jako różne. Sonia Delaunay spostrzeżenia chemika wykorzystała tworząc suknie.

Agnieszka Ziobro

 

Urodziła się w 1885 roku jako Sara Stern w ubogiej żydowskiej rodzinie w małym mieście Hradyźk, 200 kilometrów na południe od Kijowa. Rodziców zapamiętała jako przeciwieństwa. Ojca, pracownika fabryki gwoździ, opisywała jako ciepłego i ciekawego świata optymistę. Matkę, jako zgorzkniałą gospodynię, płaczącą nad niedostatkiem, z zazdrością patrzącą na życie brata – Ghermana Terka, dobrze sytuowanego prawnika z Sankt Petersburga. Sara poznała go, gdy skończyła pięć lat. Bogaty wuj, nie mogąc doczekać się własnego potomstwa, postanowił adoptować siostrzenicę – co nie należało w tamtych czasach do rzadkości – i sprowadzić ją do stolicy Cesarstwa Rosyjskiego. W urzędowym piśmie z 1891 roku widnieje już nie Sara, lecz Sofia Terk – zdrobniale nazywana Sonią.

 

Dom wujostwa w niczym nie przypominał rodzinnego. Na ścianach rezydencji Terków wisiały obrazy Ilji Riepina, Isaaka Lewitana, Arnolda Böcklina i barbizończyków. W amfiladach lawirowali lokaje i pokojówki. Nad edukacją Soni czuwały trzy zagraniczne guwernantki, by dziewczyna mogła biegle władać niemieckim, angielskim i francuskim. Zwyczaj nakazywał, by w obcych językach rozmawiać na Newskim Prospekcie, po którym spacerowała z ciotką Anną.
 

„Nareszcie mogę oddychać” – napisała w pamiętniku po dotarciu do Karlsruhe. Poczuła się wolna, niezależna i pozbawiona trosk. Z niemieckiej szkoły wyniosła rysunkowy i malarski warsztat, a koledzy ze studiów nauczyli ją, jak przeciwstawiać się zasadom. Sonia przyjaźniła się bowiem z przyszłymi awangardystami: kompozytorem Arnoldem Schönbergiem oraz malarzami Adolfem Erbslöhem i Georgem Tappertem. Wspólnie toczyli dyskusje o wszystkim, co w sztuce eksperymentalne, nowe, rewolucyjne. O van Goghu, Cézannie, Gauguinie i nabistach.

 

Kiedy w 1905 roku Sonia znalazła się w Paryżu, obecni byli tam już Pablo Picasso, Constantin Brâncuși, Amedeo Modigliani i Gino Severini. Académie de la Palette, do której uczęszczała, mieściła się na Montmartrze, ale prawdziwą uczelnią sztuki był wówczas Montparnasse. Sonia wtopiła się w jego cyganerię – fowizm, ekspresjonizm, kubizm, futuryzm, abstrakcję. Wilhelm Uhde, marszand polujący na nowe talenty, wziął na celownik Picassa, Braque’a i Rousseau. Jego oko przykuła też malująca w manierze fowistycznej Sonia. Ona natomiast dojrzała w nim przewodnika po meandrach sztuki. Pobrali się w 1908 roku, lecz było to białe małżeństwo. Bez ślubu, na który naciskali Terkowie, Sonia zostałaby bez grosza. Uhde zaś, ukrywający swą homoseksualność, traktował ożenek bardziej jako transakcję mecenasa z artystką. Oboje uznawali to za przypieczętowanie przyjaźni.

 

Po dwóch latach miłość z rozsądku niespodziewanie zastąpiła miłość prawdziwa. Sonia zobaczyła nowy portret Uhdego i zapytała, kto go namalował. Padło nazwisko Roberta Delaunaya. Artystka zapałała miłością nie do mężczyzny ukazanego na płótnie, lecz tego, który położył na nim farbę. „Zakochałam się w nim błyskawicznie. Był tak żywiołowy, poszukujący, pełen nowatorskich pomysłów”, wyznała po latach. Robert – również wychowany przez wujostwo – miał krewki temperament, co potwierdzał nie tylko rozgardiasz w jego atelier, ale także nieustanne przeskakiwanie z jednej estetyki w drugą. Z czasem wypracował własną, otwierając nowy rozdział w historii sztuki. Guillaume Apollinaire nazwał ten kierunek orfizmem, ponieważ malarstwo Delaunaya przywodziło na myśl muzykę. Na kompozycje koncentrycznych kręgów, dysków i pryzm nakładały się gamy i akordy świetlistych barw.

 

Apollinaire zastosował termin „orfizm” w odniesieniu do prac Roberta Delaunaya, jednak później zaczął łączyć go z pracami innych artystów tworzących w podobnym stylu, takich jak Francis Picabia, František Kupka, Fernand Léger, Marcel Duchamp czy Pablo Picasso. W 1907 roku napisał zbiór czterowierszy pod tytułem „Bestiaire ou cortège d’Orphée”, ilustrowany drzeworytami Raoula Dufy’ego, do których włączył postać Orfeusza jako ogólny symbol poety i artysty. Mit Orfeusza dla Apollinaire’a i pokolenia symbolistów, którzy go poprzedzali, oznaczał zgłębianie mistycznych, okultystycznych i astrologicznych źródeł, prowadzących do artystycznej inspiracji. W swych poematach Apollinaire użył też terminu głos światła jako metafory określającej wewnętrzne doświadczenia. W przypisie do tomiku poezji określił głos światła jako rysowanie linii. Metafora światła oznaczała w tym kontekście zdolność artysty do tworzenia całkowicie nowych form i kolorów, a w konsekwencji orfizm mógł oznaczać bezpośrednie, zmysłowe określenie, wyrażone za pomocą koloru i światła, jak również pewien innowacyjny proces twórczy.

 

Sonia i Robert pobrali się w 1910 roku i od tej pory byli nierozłączni. Nie rywalizowali ze sobą, ale wzajemnie się motywowali. Orfizm był ich wspólnym wynalazkiem, chociaż formowali go na własne sposoby. „Postawa Roberta, jeśli chodzi o czyste malarstwo, była bardziej naukowa niż moja, bo poszukiwał zawsze uzasadnienia w teorii”, stwierdzała Sonia. Jej podejście bazowało na spontaniczności i emocjach. Chciała, by życie w obrazy tchnął kolor, który określała „skórą świata”. Czerwienie zderzały się z błękitami, fiolety z oranżem, róże z ugrami – wszystko działo się naraz, symultanicznie. „Bal Bullier”, „Elektryczne pryzmy” oraz „Targ w Minho” miały pulsować tą samą energią, jaką tętnią dancingi i zatłoczone bulwary. Jeśli twórczość męża przypominała muzykę, to jej malarstwu bliżej było do wizualnej liryki. Dostrzegł to Blaise Cendrars, który powierzył Soni zilustrowanie poematu „Proza transsyberyjskiej kolei i małej Żanny z Francji”. Jeden z pierwszych art booków Cendrars nazwał „smutnym wierszem wydrukowanym na promieniach słońca”.

 

W sierpniu 1914 roku małżeństwo Delaunayów wyjechało na wakacje. Kierowali się na południe Francji i dalej, aż do kraju Basków. Urlop zamienił się w sześcioletni pobyt na Półwyspie Iberyjskim.
 

[…]

Powyższy fragment artykułu aut. Agnieszki Ziobro pochodzi z listopadowego wydania SŁOWA ŻYDOWSKIEGO (2024).