Niekompletna układanka Anne Frank
Dlaczego właśnie kilkunastoletnia autorka dzienników, które przeczytało 30 milionów ludzi na całym świecie, stała się symbolem ofiar zagłady w Holandii? Jak wyglądała świadomość Holokaustu wśród Holendrów podczas wojny i jak wygląda dziś? Między innymi na te pytania stara się odpowiedzieć autor książki „Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie «Dziennika» w obozach zagłady” Bas von Benda-Beckmann.
Rozmawiają: Tomasz Nowak i Tomasz Specyał
Co zainspirowało Pana, jako badacza, do podjęcia tematu zbrodni wojennych – Holokaustu i ludobójstwa?
Zawsze interesowałem się tym tematem w sposób szczególny. Mój ojciec był Niemcem, a matka Holenderką. Wychowałem się w Holandii w latach 80. i 90. XX wieku. Kiedy dorosłem, zauważyłem, jak żywo dyskutuje się o nazizmie i drugiej wojnie światowej czy to w mojej rodzinie, w miejscach publicznych, czy w szkole. Dorastając, zacząłem się zastanawiać, co to znaczy mieć niemieckie korzenie? Jaka odpowiedzialność wiąże się z podtrzymywaniem żywej pamięci o zbrodniach nazistowskich? Odegrało to ważną rolę w moim wyborze zawodu historyka, ze szczególnym zainteresowaniem właśnie historią nazizmu i Holokaustu.
Co Pana skłoniło do napisania książki o dalszych losach Anne Frank i jej towarzyszy z oficyny po ich aresztowaniu, i dlaczego w ogóle tak długo nie badano tego tematu?
Tematyka tej książki jest wynikiem szeroko zakrojonych badań prowadzonych od wielu lat przez naukowców z Domu Anne Frank. Dlatego w dużej mierze opiera się ona na badaniach historycznych Eriki Prins i innych byłych już współpracowników, które przetworzyłem i rozszerzyłem. Efektem tego jest właśnie niniejsze opracowanie. Zasadniczym powodem jego powstania jest jednak to, że losy Anne oraz innych osób z oficyny stanową bardzo ważny temat, wciąż pełen pytań i kwestii otwartych. Ta część ich historii nie pojawia się już w „Dzienniku”, a ukazuje makabryczną rzeczywistość Holokaustu. Na uwagę zasługuje to, że do tej pory zagadnienie to badane było jedynie przez dziennikarzy opierających się na skromnej liczbie relacji naocznych świadków. „Anne Frank i jej towarzysze” to pierwsza kompleksowa próba zebrania wszystkich dostępnych źródeł i realnej rekonstrukcji losów, jakie spotkały po aresztowaniu wszystkie osiem osób ukrywających się w oficynie.
Co stanowiło największe wyzwanie przy pisaniu książki „Anne Frank i jej towarzysze”?
Największy problem stanowiło zrekonstruowanie ośmiu indywidualnych biografii w sytuacji, kiedy naziści próbowali całkowicie zatrzeć ślady indywidualnych bytów. Dlatego pracowaliśmy z czymś, co można nazwać niekompletną układanką, dokładnie starając się zebrać małe fragmenty informacji, a gdy brakowało pewnych szczegółów, uważnie rozważając, co jest prawdopodobne lub przypuszczalne. Pod tym względem książka jest naprawdę przejrzysta. Jasno pokazuje, co wiemy na pewno, a co pozostaje w sferze domysłów.
Czy w takim razie istnieje jakakolwiek szansa, że uda się cokolwiek jeszcze dodać do wyników waszego śledztwa w sprawie losów mieszkańców oficyny w przyszłości? Czy może raczej czas zaciera kolejne ślady?
Jako historyk zawsze przyjmuję założenie, że mogą zostać odkryte nowe fakty lub szczegóły. Zważywszy jednak na zakres naszych badań oraz fakt, iż konkretny przypadek Anne Frank jest szczególnie dobrze znany, zdziwiłbym się, gdyby pojawiło się jakieś zupełnie nowe spojrzenie na te kwestie.
Ostatnimi czasy wiele mówi się o tym, kto wydał rodzinę Franków w ręce Gestapo. Z jakim prawdopodobieństwem można stwierdzić, że osobą, która doniosła Niemcom o Żydach ukrywających się w domu przy Prinsengracht 263 był żydowski notariusz Arnold van den Bergh? A może ktoś inny odpowiada za ich aresztowanie?
Książka, w której postawiono tę teorię, spotkała się z poważną krytyką w Holandii i poza nią, i słusznie. Teoria ta opiera się w dużej mierze na anonimowym liście potępiającym van den Bergha. Od tego czasu różni historycy przekonująco dowodzili, że nie ma żadnych dowodów na to, że van den Bergh zdradzał innych Żydów. W chwili aresztowania Anne Frank sam również się ukrywał. Nie ma także podstaw, by przypuszczać, jak w tej książce, że to holenderska Rada Żydowska sporządziła listy ukrywających się osób, które wpadły w ręce Niemców. Krótko rzecz ujmując: główne argumenty, na których opiera się owa teoria, są słabe i niejednoznaczne. To, co naprawdę się wydarzyło, nadal pozostaje niejasne. Gertjan Broek, mój kolega z Anne Frank House, dowodził możliwości, iż Żydzi z oficyny zostali wykryci mniej lub bardziej za sprawą przypadku przez niemieckich policjantów, którzy prowadzili śledztwo w sprawie sfałszowanych bonów żywnościowych. Kilku Holendrów pracujących lub powiązanych z firmą Opekta/Pectacon przy Prinsengracht 263 było zamieszanych w takie fałszerstwa i stało się celem niemieckiej policji.
[…]Prezentowany powyżej fragment wywiadu „Niekompletna układanka Anne Frank” z autorem książki, która ukazała się staraniem wydawnictwa Replika, pochodzi z lutowego wydania Słowa Żydowskiego.
Polecamy konkurs, w którym do wygrania są trzy książki ufundowane przez wydawnictwo Replilka https://slowozydowskie.pl/2023/03/21/uwaga-konkurs/