Skip to main content

Życie Kislinga obfitowało w wydarzenia anegdotyczne, spektakularne, które przeszły do legendy, takie jak nazwany „czwartym rozbiorem Polski” pojedynek na szable z malarzem Leopoldem Gottliebem, czy własne wesele – nowożeńcy wraz z gośćmi przez trzy dni świętowali w kolejnych lokalach Montparnasse’u. Biografia Kislinga obejmuje także walkę w szeregach Legii Cudzoziemskiej i liczne wyrazy uznania dla jego twórczości, o której wypowiadały się największe wówczas postaci sceny artystycznej i intelektualnej. Jean Cocteau nazwał go „Czystym malarzem”, a Picasso „malarzem wielkim”.

 

Agnieszka Ziobro

 

Mojżesz Kisling urodził się 22 stycznia 1891 roku w Krakowie jako nieślubny syn krawca Wolfa Kislinga z Brodów i Jetty Schattenfeld, córki przekupnia z Kołomyi. Rodzice osiedlili się przy ulicy Dietla 434, gdzie prowadzili pracownię krawiecką sukien i okryć damskich.

 

O dzieciństwie Mojżesza wiadomo niewiele, ale, jak sam pisał, było pozbawione zmartwień: „Byłem najweselszą i najszczęśliwszą istotą. Kochałem wieś, słońce, kolory”. Jedno z jego najwcześniejszych wspomnień wiązało się ze struganiem drewnianych figurek: „Nigdy wokół mnie nie było mowy o muzeach czy malarstwie. Przyciągała mnie raczej rzeźba”. Jego rodzice uważali, że artysta to nie jest poważny zawód, Mojżesz więc, po ukończeniu szkoły średniej, rozpoczął studia inżynierskie. „Byłem w szkole wyższej na wydziale nauk ścisłych. Ale miałem dość, a ponieważ nauczyciel rysunku zainteresował się mną, przygotowywałem się do Akademii Sztuk Pięknych. Miałem piętnaście lat i chciałem zajmować się rzeźbą. Aby dostać się do Akademii, trzeba było przedstawić rysunek. Mój przykuł uwagę jednego z nauczycieli malarstwa: odmówiono mi, bo pracownia rzeźbiarska była pełna, wtedy on zaprosił mnie do swojej. Był to malarz Pankiewicz”.

 

Studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie rozpoczął w 1907 roku. Na uczelni używał imienia Maurycy, by nie koncentrowano się zbytnio na jego żydowskim pochodzeniu. Nie przepadał za konserwatywną atmosferą uczelni – jedynie Pankiewicz jawił się studentom jako nowoczesny wykładowca, czerpiący wzorce z Paryża, uważanego za stolicę sztuki światowej. Kisling wspominał, że dzięki profesorowi poznał takie nazwiska jak Cézanne, Renoir czy van Gogh: „Prowadził swoją pracownię przy rue Bonaparte; Bonnard był jednym z jego przyjaciół i wszystkie swoje urlopy spędzał w Paryżu (…). Zawdzięczam mu wszystko, nie tylko dlatego, że spędziłem w jego pracowni trzy lata, ale przede wszystkim dlatego, że odchodząc ze Szkoły, nie naśladowałem większości moich towarzyszy, którzy kończyli studia w Monachium, Dreźnie czy Wiedniu. »Będziesz marnował czas« – powiedział mi Pankiewicz. »Wyjedź do Francji. Wszystko, co robimy gdzie indziej, jest zaprzeczeniem sztuki. Musimy udać się do krainy Cézanne’a i Renoira«”.

 

Sytuacja finansowa rodziny Kislinga znacznie się pogorszyła w 1909 roku, gdy w wieku 48 lat umarł jego ojciec. W trakcie nauki Kisling zaprzyjaźnił się z Szamajem Mondszajnem, Janem Wacławem Zawadowskim i Janem Hrynkowskim. Pankiewicz pomógł mu opłacić podróż do stolicy Francji. Paryż przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Upajał się wolnością, ale nie zapominał, po co tu przyjechał. Pierwsze lata nie były łatwe: „Tu zaczęła się ciężka walka o byt. Zapłacona przez przygodnego przyjaciela ranna kawa w Rotundzie i kilka wypożyczonych papierosów pozwalały mi nieraz przepracować cały dzień”. Pomieszkiwał kątem u znajomych, ale wszystkie trudy rekompensowali mu ludzie, których poznawał. Sławny pisarz Szalom Asz przesyłał mu przez rok 150 franków miesięcznie od tajemniczego dobroczyńczy.

 

To w przyjaźni Kisling odnalazł ogromne bogactwo. Niebanalne osobowości: André Salmon, Max Jacob, Maurice Utrillo, Jean Cocteau, Constantin Brâncuşi, Suzanne Valadon, Tsuguharu Foujita, Guillaume Apollinaire czy Amedeo Modigliani pomogli mu dojrzeć jako człowiekowi i artyście. Niedługo po przybyciu do Francji wyjechał do Bretanii, do Audierne. Towarzyszył mu Zygmunt Klingsland, brat Meli Muter, który jako pierwszy kupił od niego obraz.

 

Dość szybko, bo już pod koniec 1911 roku, zachwycił się południem Francji. Spędził rok w Pirenejach Wschodnich, mieszkając w hotelu Garetta w Céret. Tu spotkał Picassa, Deraina, Braque’a, rzeźbiarza Manolo i Juana Grisa. Zwiedzał okolice, udał się do Prowansji, której niebo uważał odtąd za najpiękniejsze na świecie. W wywiadzie dla „Wiadomości Literackich” Kisling, zapytany o poglądy na malarstwo, powiedział: „Kubizm, ekspresjonizm, czysty kubizm – to tematy literackie. Nie uznaję żadnych kierunków, ważne jest dla mnie, czy obraz jest dobry, czy zły. Francuzi, posiadający zdolność ścisłego formułowania swych obserwacji, nie mówią o obrazie inaczej jak: »C’est mal fait« albo »C’est bien fait« (»To jest źle zrobione« albo »To jest dobrze zrobione«). W tym jednym słowie fait – zrobione, leży cała tajemnica malarstwa. Całe zresztą malarstwo współczesne czerpie ze źródła wspaniałej sztuki Cézanne’a. Bez jego krzywej butelki Picasso czy Braque nie mieliby odwagi stworzenia krzywego domu”.

 

Adolf Basler, marszand i krytyk sztuki polskiego pochodzenia, zaczął kupować obrazy Kislinga i wysyłać je na wystawy. Wypłacał mu comiesięczną pensję na poczet kolejnych dzieł. Pejzaże i portrety szybko więc trafiły na Salony – Niezależnych i Jesienny, a prasa zauważała jego obecność. W 1913 roku Kisling na stałe wrócił do Paryża. Początkowo znów tułał się po mieszkaniach znajomych, ale w końcu wprowadził się do kamienicy przy 3 rue Joseph-Bara. To adres, który przeszedł do historii sztuki.

 

Wystawiał prace w Galerie Marseille, przy rue de Seine, obok Duffy’ego, Soni Lewickiej, Lothe’a i de Segonzaca. Krytyk Louis Vauxcelles, recenzujący wówczas Salon Jesienny dla dziennika „Gil Blas”, podkreślal wpływ stylu André Deraina na twórczość debiutującego artysty, chwaląc ten kierunek rozwoju. Pierwszą niepochlebną opinię publikował w innej gazecie Guillaume Apollinaire: „Kisling podobno odniósł sukces? Przyznaję, że nie podoba mi się jego maniera (…). Wolałbym od niego Karsa, gdybym gustował w malarzach bez osobowości”.

 

W 1914 roku Kisling zyskał rozgłos z powodu niemającego nic wspólnego ze sztuką – w czerwcu pojedynkował się ze swoim sąsiadem Leopoldem Gottliebem, podobno o obrazę honoru tego drugiego. Początkowo używali pistoletów, ale obaj spudłowali. Wtedy w ruch poszły szpady. Po godzinie wymiany ciosów, przekonano Kislinga, by uznał zwycięstwo przeciwnika. Nazajutrz o pojedynku rozpisywały się wszystkie gazety – „Wściekły pojedynek”; „Dwaj Polacy się biją”; „Zażarty pojedynek między Polakami”. Najdłuższą relację, zatytułowaną „La Furia Polonaise” („Polska furia”), autorstwa André Salmona, zamieścił dziennik „Gil Blas”. Na miejscu obecny był również operator kamery, dzięki czemu możemy dziś, po 110 latach, obejrzeć potyczkę malarzy.

[…]

 

Powyższy fragment artykułu aut. Agnieszki Ziobro pochodzi ze styczniowego wydania SŁOWA ŻYDOWSKIEGO (2025).